sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 2 : Rachunkowość i koszmary

Witam was pod dłuższej przerwie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba (jest ciut inny od poprzedniego). Miłej lektury oraz weekendu ! xx
__________
Pierwszą listopadową niedzielę postanowiłem spędzić w moim domowym zaciszu; tylko ja i Mikey. Bez żadnych nie przewidzianych gości. Szczególnie, że w następnych dniach nie będę miał nawet chwili dla mojego szkraba, który potrzebuje mnie równie mocno co ja jego.
Słońca powoli wstawało budząc swoimi promieniami do życia miasto i raniąc mnie w oczy przez nie dokładnie zasłonięte żaluzje. Dochodzę do wniosku, że w końcu powinienem się nauczyć je dokładniej zasłaniać i..
-Tata, tata ! - krzyknął mój malutki chłopiec tuż obok mojego ucha, szarpiąc mnie za rękaw koszuli w której miałem zwyczaj spać.
Zmęczony leniwie otworzyłem oczy, przecierając je dłonią.  Obróciłem się na bok. Mickey siedział teraz na brzegu łóżka tryumfalnie się uśmiechając, bo mnie wreszcie obudził. Często zastanawiam się skąd tyle energii w tym dziecku i dlaczego kumuluje się ona tylko gdy ma on wolne
 - Tata..  Chcę śniadanie ! - wręcz pisnął spoglądając mi  prosto w oczy, a rączką wskazywał na brzuszek  
-Dobrze Mickey, idź do salonu pooglądać telewizję lub czym się pobawić, a tatuś przygotuje ci śniadanko, ok ? - malec pokiwał tylko główka i szybkim krokiem ruszył do salonu. Już po chwili dało się usłyszeć jego głośny śmiech, który roznosił się echem po domu
Podniosłem się z łóżka głośno ziewając. Nienawidziłem rano wstawać, a od lat mały fundował mi wczesne pobudki w dni wolne, a o ironio kiedy musiał rano wstawać do przedszkola zbudzenie go było zadaniem godnym mistrza..ale to na pewno odziedziczył po wujku Zaynie.
Stanąłem na równe nogi, a mój wzrok padł na fotografie. Na zdjęciu znajdowaliśmy się my wraz z Mikim, kiedy ten był jeszcze wielkości laleczki i płakał całymi dniami. Nigdy nie zapomnę pierwszej nocy, kiedy oboje spanikowani biegaliśmy do małego. Najtrudniejsze było przyzwyczajenie go do smoczka.. nigdy nie zapomnę widoku Harry'ego z specjalną nakładką, która przypominała kobiecą pierś, tylko dzięki niej Mikey pił mleko przez pierwsze miesiące.
Szloch wstrząsnął moim ciałem. Tak bardzo za tobą tęsknie.
-Tato zrobileś sniadanie? Głodny jestem...!- dotarł do mnie krzyk Mickey'a zagłuszający nawet głośne dźwięki jednej z jego ulubionej kreskówek
Opamiętałem się.
-Jeszcze chwila - odpowiedziałem.
Ubrałem się w szybkim tempie i zszedłem na dół do kuchni, gdzie zrobiłem dla nas śniadanie składające się z grzanek z dżemem oraz naleśników z bananami, gdyby mój skarb nie miał ochoty na pierwszą opcje. Zawołałem go i oboje zasiedliśmy przy stole zabierając sie za jedzenie.
-Dziękuję tatusiu - wyćlamkał wgryzając się w kanapkę
-Nie ma za co młody - odparłem czochrając malucha po włosach, ten uśmiechnął się ukazując wszystkie braki w jego uzębieniu
Z pewnością na pierwszy rzut można stwierdzić, że jest z nas jedna z tych pseudo szczęśliwych rodzinek, których pełno w tych kiczowatych reklamach o proszkach do prania. Osobiście nigdy ich nie lubiłem, były jak dla mnie zbyt plastikowe.. niczyje życie nie jest idealne, a ludzie nie szczerzą się do siebie bez końca, prawiąc sobie komplementy. Niestety życie to nie reklamy, moje szczególnie.
- Ciekawe kto to ? - pytam samego siebie gdy z telefonu zaczął wybrzmiewać jedna z moich ulubionych piosenek 'TKO' od JT . Chwyciłem czarne urządzenie w dłoń i spojrzałem na wyświetlacz, jęk niezadowolenia wydał się z moich ust, zanim nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Hallo ?
-Cześć Lou ! - w słuchawce zabrzmiał dobrze znany mi głos, przepełniony szczęściem, którego tak bardzo nienawidziłem. Dlaczego jej ma się wszystko układać.. dlaczego jej życie ma być idealne?
 -Cześć Becky - odparłem znacznie mniej entuzjastycznie niż ona
-Wiesz o tym że nie lubię jak się do mnie tak zwracasz ? - prychnęła i lekko się zaśmiała. W tej chwili do mnie to dociera. Jak ona się nazywała? Na pewno zaczynało się to na 'B'. Jestem tak idealnym kuzynem, że aż nie pamiętam jej prawdziwego imienia
- I jak tam przygotowania do przeprowadzki ?- spytała troskliwym tonem, przerywając moje chwilowe zamyślenie
-Oh.. no tak. Wiesz co jednak tutaj zostaję.. Mickey ma tu przyjaciół i fantastyczne przedszkole do które uczęszcza bardzo chętnie. Mam tu też sporą część rodziny, która mi w  jakimś tam stopniu pomaga. Nie chcę wyjeżdżać i mieszcząc dziecku znowu w głowie.. w końcu, wiesz, niedawno stracił ojca i na pewno był to dla niego jakiś tam stres.. więc co dopiero było po przeprowadzce ?- ściszam głos, a wielka gula w gardle sprawia, że mój głos nienaturalnie drży
-Louis rozumiem, na prawdę.
Między nami zapada cisza, której sam odwagi nie mam przerwać
- Choć cieszyłam się, że będę miała okazję poznać choć trochę Mickey'a.. Obiecaj że nas odwiedzicie kiedyś w Londynie ! Okey kochanie muszę kończyć.. trzymaj się !
-Cześć - odpowiadam niechętnie, naciskając czerwoną słuchawkę na ekranie mojego telefonu
Powracam do jedzenia posiłku, spoglądając na wszystko co kocham i liczy się dla mnie najbardziej na świecie.
|AL|
-Tatusiu.. - mamrocze Mickey rozsiadając się wygodnie na moich kolanach - Odbierzesz mnie jutro ?
Uśmiecham się szeroko, całując go w czółku.
-Postaram się - wzdycham przypominając siebie o całej liście spotkać, która na mnie czeka. W takich momentach naprawdę nienawidzę mojej roboty, prawie zawsze nie mam dla niego czasu. Przez co cierpimy oboje, a nie chcę być jednym z tych rodziców, których własne dzieci nie pamiętają.
-A co nie lubisz jak baba cię odbiera ? - pytam łaskocząc go
-Lubię.. ale przecież.. obiecałeś że.. pani El.. nas odwiedzi - mówi wybuchając kolejnymi salwami śmiechu, przerwałam łaskotanie go, czekając aż mój skarb się uspokoi - Ja nawet posprzątałem pokój, tata ! Tak jak mówiłeś. Wszystkie zabawi wsadziłem do półek i teraz mam więcej miejsca.. pani El powinno się podobać !
Mi wstaje na nóżki tupiąc nimi jakby w napadzie złości, a ja ledwo co powstrzymuję śmiech.
-Kochanie.. Eleanor też ma swoje własne życie - oznajmiam spokojnie
-Co to znaczy ? - przerywa mi, spoglądając na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami
Drapię się po kilku dniowym zaroście starając się wymyślić jakieś w miarę sensowne tłumaczenie, które będzie dla niego zrozumiałe.
-To znaczy słoneczko, że ona może nie mieć czasu, aby nas jutro odwiedzić. Wiesz jak to czasem jest.. czasem i tatuś nie ma więcej czasu niż tylko przytulenie jego najważniejszego mężczyzny - przytulam go z całych sił całując w policzek
-A czy.. papa nie był najważniejszy ? - pyta z lekkim zaskoczeniem
Spoglądam na niego z przerażeniem w oczach i pustką w głowie. Dosłownie nie wiem co mam mu odpowiedzieć, a cisnące się do oczy łzy nie pomagają mi nawet w najmniejszym stopniu. Oddycham płytko.
-Otworzę ! - krzyczy Mikey, gdy w pomieszczeniu rozbrzmiewa dźwięk domofonu - Wujek ! - piszczy
-Hej Louis wiem że.. - przerywa widząc mnie - Mimi pójdziesz na górę się pobawić ? Później razem pobawimy się w indianinów
Chowam twarz w dłoniach cicho płacząc. Oczywiście, że Harry był najważniejszy.. oczywiście, że Harry był.

Zayn kładzie dłoń na moim ramieniu, siadając obok mnie. Rzucam się w jego objęcia, pragnąc by było to tylko snem. Może i jestem ckliwym pedałem.. ale kurwa mać nie jestem typowym silnym mężczyzną, nie pokarzę naszemu synowi jak być skurwysynem i chamem.
-Oj, LouLou - przyciąga mnie do siebie mocniej całując w skroń.
Brunet nuci cicho naszą ulubioną piosenkę z dzieciństwa, która od zawsze mnie uspokajała. Czuje się jak małe bezbronne dziecko, choć mam już grubo ponad 20 lat i własnego syna; to dalej czuję sie tak cholernie bezbronnie.
-EJ.. uspokój się..
Wdech, wydech.
-Staram się Zayn..
-To staraj się bardziej Louis, bo ja pieluszek ci zmieniać nie będę jak całkiem zdziecinniejesz.
Wybucham śmiechem przez ten irracjonalny komentarz z jego strony
-Wiedziałem, od zawsze wiedziałem, że to ja jestem tym jedynym, którzy sprawi, że zawsze będziesz się uśmiechać! - klaszcze w dłonie
-Jaki skromny.. - mruczę, mrużąc oczy, ale mimo to uśmiech formuje na mojej twarzy.
Dłonią ocieram łzy i wtulam się ponownie w bruneta.
|AL|
Siedzę w moim biurze, sprawdzając faktury za ubiegłe miesiące. Zawsze nienawidziłem tego, że wraz z końcem roku nawiedzała nas masa papierkowej roboty, która przez równiutki miesiąc spędzała mi sen z powiek, a nawet gdy spałem to widziałem tylko liczby.
Zayn usypiał Mickey'a za co byłem mu niezwykle wdzięczny. Z resztą nie tylko za to. Brunet jest w tym momencie moim oparciem, które zawsze trzyma mnie w rydzach, ale i też pozwala mi się wypłakać na swoim ramieniu, kiedy miałem gorszy dzień. Po prostu był wtedy, kiedy być powinien  i nie tylko.
Przecieram dłonią moje zmęczone oczy i ziewam głośno. Jest 22.00, sam z chęcią oddałbym się w objęcia Morfeusza szczególnie, że od kilkunastu miesięcy ani razu nie przespałem okrągłych 12 godzin i należałby mi się porządny sen
-I jak ci idzie szefuniu ?
Podskakuję słysząc głos Malika przez co gromię go spojrzeniem, a on sam wybucha śmiechem i podchodzi do mnie.
-Strasznie. Nie przejrzałem nawet połowy dokumentów z tego miesiąca, a czeka na mnie kolejne 10 - jęczę kładąc głowę na zimnej płycie biurka, która mimo że twarda to tak przyjemnie namawia mnie na sen
-Ej nie śpij, debilu ! - szturcha mnie - Pomogę ci
-Jesteś pewien, Zee ? - pytam głośno ziewając
-W końcu skończyłem rachunkowość, babe - przeciąga ostatnią głoskę
-Dzięki, za wszystko - szepczę, a w odpowiedzi dostaję szczery uśmiech
Następne 4 godziny spędzamy przeglądając te wszystkie papierki i licząc podatki oraz inne rzeczy na których nigdy się nie znałem, więc większość zadań przypadała brunetowi, tak jak kiedyś Harry'emu.
Wzdycham zauważając godzinę. Czekają mnie cztery godziny snu.
-Zayn, myślę, że już starczy. Jest druga i..
-Idź spać ja skończę tylko to tutaj - przerywa mi, ruchem dłoni wskazując na średniej wielkości pliczek papierów
-Jesteś pewien ? - pytam, a on kiwa głową nie odwracając nawet wzroku od swojej pracy - Jesteś aniołem - śmieję się całując go w policzek
Kieruję się do mojej sypialni, gdzie zastaję niespodziankę, Mickey'a siedzącego na łóżku.
-Coś się stało, kochanie ? - pytam podchodząc do niego
-Miałem koszmar, tatusiu.. - szepcze zakrywając usta dłońmi
Uśmiecham się szeroko i szybko przebieram w piżamę
-Choć tu do tatusia. Razem pokonamy te potwory - mówię radośnie, chwytając go na ręce
Razem kładziemy się do łóżka, a on przytula się do mnie z całych sił. Ja za to głaszczę jego włosy i śpiewam mu kołysankę
-Jesteś najlepszy tata - szepcze maluszek, zasypiając w moich objęciach
Całuję go ostatni raz w czubek główki i sam staram się zasnąć.


6 komentarzy:

  1. Kocham kocham kocham! *o*
    dziwię że miał to być Zouis bo nie wyobrażam sobie aby tak miało być .-. Ale cóż jestem dziwna więc..
    Czekam na trójkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to Elounor, Zouisa nie będzie na pewno :) xx

      Usuń
    2. Ale mi napisałaś na tm że to miał być Zouis, o to chodziło xd

      Usuń
  2. słodkie zwłaszcza końcówka

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie! Rodzial-super:-) Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. fabuła jest interesująca :) czekam na więcej ;P

    OdpowiedzUsuń